Na sam początek przeczytajcie sobie list- świadectwo posłania, czyli co skłoniło Klaudię do wyjazdu na misje.

Chcę się z Wami podzielić ostatnimi wydarzeniami mojego życia, które z zewnętrznego punktu widzenia może wyglądać tak, jakby stanęło na głowie, ale ja wiem, że dopiero teraz zaczynam stawać na nogach. Ostatnie 3 lata spędziłam w Wiedniu pracując i studiując. Było to bardzo piękne doświadczenie życiowe: nauka samodzielności, języka, nawiązanie nowych, pięknych przyjaźni, podróże, spojrzenie na moją rodzinę z dystansu.

Nie oddałabym tego czasu za nic w świecie.. Nie brakowało mi przez te lata niczego: przyjaciół, wolnego czasu, rozrywek, możliwości odwiedzania domu i rodziny, nowych doświadczeń, podróży…Robiłam to, na co miałam ochotę, a raczej uciekałam od tego, na co ochoty nie miałam. Mieszkałam przez ten cały czas sama, więc nie było to trudne. Chciało mi się gotować, to gotowałam, nie chciało, to kupowałam coś gotowego. Chciałam pobyć sama to siedziałam w mieszkaniu, chciałam z kimś pogadać, to spotykałam się ze znajomymi, a jak zatęskniłam za domem to przyjeżdżałam na weekend.

Chciałam wyjść na imprezę to pisałam do wszystkich koleżanek, aż któraś się zgodzi, a jak chciałam zobaczyć film i nikt nie chciał się dołączyć – to oglądałam sama. Chciałam być na rekolekcjach to pojechałam, wymyśliłam sobie urlop nad morzem to się spakowałam, zabukowałam bilety i już mnie nie było.

 To wszystko samo w sobie nie było złe, bo i spotkania z przyjaciółmi i rozrywka i poznawanie świata są czymś, do czego Bóg nas stworzył, Bóg chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Problem jednak był w tym, że wszystko kręciło się wokół mnie, wokół tego co ja chcę.

I byłam szczęśliwa – tak mi się przynajmniej wydawało. W całym tym moim egoizmie byłam jednak blisko Boga i myślę, że tylko to pomogło mi w odpowiednim momencie spojrzeć z dystansu na swoje życie.

I dowiedziałam się okropnej prawdy o sobie, że nie potrafię być przy człowieku. Ktoś kto mnie zna, może powiedzieć: jak to? Przecież Klaudia zawsze była miła i serdeczna i wszędzie się udzielała.

To prawda, ale wszędzie byłam na chwilę, tak długo jak ja tego chciałam, nigdy nie zastanawiałam się, czy ktoś potrzebuje mojej obecności na dłużej. Wewnętrzny niepokój ogarniał mnie już przez dłuższy czas, ale dopiero po tygodniowym urlopie w domu i powrocie do Wiednia rozpoznałam co to za pustka: brakuje mi człowieka u mojego boku. I nie mam tutaj na myśli rodziny, chłopaka, męża czy przyjaciela – byłam po prostu samotna.

W tym samym czasie, kiedy w mojej duszy wszystko się gotowało, w polskim Kościele w Wiedniu na mszy byli członkowie Domów Serca, żeby opowiedzieć o tym co robią, o tym jak kochają. Mnie wtedy nie było, ale były moje koleżanki Ania i Asia i to one opowiedziały mi o tym jakich wspaniałych ludzi poznały i że można z nimi wyjechać na misje. Początkowo nie traktowałam tego poważnie, ponieważ nie wyobrażałam sobie nie być w domu przez co najmniej rok, ale ta pustka w środku coraz bardziej dawała mi się we znaki.

Podejmowanie decyzji trwało około pół roku, było to bardzo trudne, ale miałam dość robienia wszystkiego na pół gwizdka, bycia wszędzie, na chwilę, rozmów z wszystkimi o niczym (pomijając oczywiście krąg moich przyjaciół, na których zawsze mogłam polegać i dzięki którym zdecydowałam się na wyjazd na misje).

Problem nie tkwił w zewnętrznym świecie i w innych ludziach, bo to ja nie potrafiłam być i dać siebie całej. Postanowiłam rzucić się w przepaść i zdecydowałam. Chcę się nauczyć po prostu być, trzymać ludzi za rękę bez patrzenia na zegarek, wprowadzać zmiany na ostatnią chwilę w zatwierdzonym już harmonogramie, potrafić uśmiechnąć się do kogoś choć pęka mi serce, tylko po to by dodać komuś otuchy.

Choć wielu ludzi podziwia mnie za odwagę, za dobre serce, bo jadę pomagać biednym dzieciom na drugim końcu świata, to ja chylę czoło przed wszystkimi mamami, które budzą się z myślą co zrobić dzieciom na śniadanie a kładą się z wyrzutami sumienia, że za mało dzisiaj z siebie dały.

 Chylę czoło przed wszystkimi dziećmi które opiekują się schorowanymi rodzicami. Chylę czoło przed wszystkimi rodzinami, które zmieniają całe swoje życie żeby podporządkować je pod tryb dnia niepełnosprawnego dziecka.

Chylę czoło przed wszystkimi siostrami zakonnymi i księżmi, którzy trwają całe swoje życie przy Bogu prosząc o przebaczenie dla grzeszników. Chylę czoło przed młodymi, którzy potrafią przyznać się do wiary przed grupą drwiących z nich kolegów z klasy czy nawet nauczycieli. To oni stoją jak Maryja u stóp Krzyża, trwają – pomimo bólu.

Dziękuję za każdą osobę, która jest dla mnie żywym świadectwem. Bo mnie póki co stać jedynie na chwilowe porywy miłości, a ja chcę żyć kochając, jak wiele osób w naszym otoczeniu których nie zauważamy, jednak przede mną jeszcze długa droga nauki. I na ten czas proszę Was o modlitwę za mnie.

a teraz dwa listy od niej  z opisem życia w dalekim Hondurasie.

K. Zajac 2 HONDURAS – 11-2016 <—-KLIKNIJ,ABY OTWORZYĆ!

K.-Zajac-1-HONDURAS-10-2016-1 <—-KLIKNIJ, ABY OTWORZYĆ!

zajac

Klaudia jest szczęśliwa , spełnia swoje posłannictwo i czerpie radość z każdej przeżytej chwili na swoich już prawie dwumiesięcznych misjach.


Comments are closed